Aby mogło się to powieść, warto zajrzeć pod powierzchnię dziecięcych zachowań i nieustannie przypominać sobie o tym, że dzieci zachowują się w sposób, który jest dla nas trudny, wówczas, kiedy z czymś sobie nie radzą, kiedy doznają nadmiaru (np. dźwięków, zadań, informacji, stresu czy napięcia) albo braku czegoś (np. kontaktu z czułymi dorosłymi, bliskości, przytulenia, zrozumienia, spokojnej rozmowy).
Jesteśmy do siebie bardzo podobni. Kiedy my, dorośli, czujemy się z czymś źle, niełatwo jest nam zachowywać się w przyjazny i życzliwy dla siebie i innych sposób. W takich okolicznościach nieraz krzyczymy, wypowiadamy przykre słowa, trzaskamy drzwiami, a nawet rzucamy przedmiotami. To znak, że coś nas przerasta. Sygnał, że warto się zatrzymać, zobaczyć, co jest dla nas ważne, i lepiej zadbać o swoje niezaspokojone potrzeby (odpoczynku, łatwości, wsparcia, wspólnoty, empatii, ciepła, celu itd.). Różnica między nami i dziećmi jest taka, że dzieci nie posiadają jeszcze umiejętności samoregulacji i dbania o siebie, dopiero się jej uczą. Nie potrafią samodzielnie zadbać o swoje niezaspokojone potrzeby, potrzebują do tego nas, dorosłych.
To my możemy zauważyć, że kiedy dzieci robią coś, czego nie lubimy, i nie chcą z nami współpracować, to dzieje się tak nie dlatego, że są przeciwko nam, ale dlatego, że coś je uwiera, przytłacza i przygniata, choć często jeszcze nie wiemy, co to jest. Że brakuje im zasobów, aby udźwignąć to, o co je prosimy, nawet jeśli to coś pozornie niewielkiego. Ważne, aby tego nie umniejszać i nie zakładać, że dzieci wymyślają i kombinują, ale zatrzymać się przy tym i pomóc dzieciom zrozumieć, co się z nimi dzieje i z czego to wynika. Pokazać im, z jakich narzędzi mogą skorzystać w podobnej sytuacji w przyszłości. Jak mogą sprostać wyzwaniu, które pojawi się na ich drodze, a przede wszystkim wciąż przypominać sobie o tym, że to, co widzimy na zewnątrz, to tylko otoczka, pewien sygnał mówiący o tym, że w środku dzieje się coś dużego i ważnego. Warto się temu przyglądać, aby lepiej poznawać dzieci i pomagać im wracać do równowagi.
![]()
Kiedy dziecko wyrywa innemu dziecku zabawkę na placu zabaw, to robi to nie dlatego, że chce kogoś skrzywdzić czy sprawić mu przykrość, ale dlatego, że nie umie przyjść i powiedzieć: „Wiesz, bardzo chciałabym pobawić się twoją łopatką/koparką, może najpierw skończysz swoją pracę, a później ja zrobię swoją. W ogóle to jestem zmęczona i głodna, chyba za dużo się tu dla mnie dziś dzieje, ale nie wiem, jak powiedzieć o tym mamie i sobie z tym poradzić”.
Dziecko dopiero uczy się wyrażać słowami to, co czuje i czego potrzebuje. Część jego mózgu odpowiedzialna za tę umiejętność nie jest w tej chwili na to gotowa. Dziecko nie przychodzi na świat ze zdolnością wyrażania siebie w dojrzały i świadomy sposób, uczy się tego w relacji z nami – poprzez słuchanie i obserwowanie nas oraz naśladowanie i sprawdzanie, jak do niego mówimy, jak odpowiadamy na jego emocje, uczucia, granice i potrzeby. Możemy uczyć się robić to w konstruktywny sposób. Najpierw zatrzymać dziecko w działaniu, które narusza granice innych, zauważyć, czego dziecko doświadcza, powiedzieć np.: „Zdenerwowałaś się, widzę, że chciałaś łopatkę lub koparkę koleżanki. Pewnie nie wiedziałaś, jak o tym powiedzieć”, „Widzę, że jesteś bardzo rozzłoszczona”, a następnie przytulić je i pomóc wrócić do siebie. Dopiero później, kiedy mózg i układ nerwowy dziecka są w równowadze – nastawione na przyjmowanie i słuchanie – warto porozmawiać o tym, co się stało. Powiedzieć o swoich odczuciach i tym, czego byśmy chcieli następnym razem w podobnej sytuacji, oraz wytłumaczyć dziecku, jak radzić sobie w takich okolicznościach.
Jeśli będziemy stale reagować krzykiem i karaniem dziecka za to, że zachowuje się w wymagający sposób, to nie nauczymy go tego, jak może odnaleźć się w trudnych okolicznościach dziś i w dorosłym życiu. Pozostawimy dziecko bez narzędzi do rozwiązywania konfliktów. Pokażemy też, że rozwiązywanie problemów przez krzyk jest OK. A przecież my także nie lubimy, kiedy ktoś na nas krzyczy, gdy jest nam już i tak wystarczająco źle i trudno. Nie pomaga nam to poczuć się lepiej i poszukać nowych strategii i pomysłów na różne trudności. A takich sytuacji jest więcej w życiu dziecka.
Warto pamiętać, że kiedy dziecko czegoś unika, np. mycia zębów, to nie robi tego dlatego, że przychodzi na świat z wbudowanym programem typu: „Zdenerwuję rodzica” albo „Mycie zębów to samo zło – uciekam!”, tylko dlatego, że coś w tym obszarze jest dla niego zbyt trudne. Za jego odmową może kryć się wiele różnych trudności, z którymi nie potrafi samo sobie poradzić. Może to być nadwrażliwość na dotyk i ból w obrębie jamy ustnej, przykre doświadczenie bólowe z przeszłości czy duże napięcie emocjonalne, które powstało w domu w związku z tematem mycia zębów.
Pamiętaj
Dziecko nie przychodzi na świat ze zdolnością wyrażania siebie w dojrzały i świadomy sposób, uczy się tego w relacji z nami – poprzez słuchanie i obserwowanie nas oraz naśladowanie.
Aby pomóc dziecku stopniowo wracać do tej czynności, warto sprawdzić (w spokojnych momentach), z czym jest mu źle, i podejść do tego ze zrozumieniem. Warto zastanowić się nad tym, dlaczego tak bardzo się tym denerwujemy, i zaopiekować się sobą. Poszukać sposobu na łagodniejsze mycie zębów dziecka. Być może wystarczy zmienić szczoteczkę albo pastę, a może nasze podejście (na mniej napięciowe) i wprowadzić do mycia zębów elementy zabawy. Warto też uwolnić dziecko i siebie od ogromnych pokładów stresu, który pojawia się każdego poranka i sprawia, że dzieci, a dokładniej ich mózgi, interpretują ten moment jako coś zagrażającego i dlatego od niego uciekają albo z nim walczą (krzycząc, tupiąc i rzucając się na podłogę w akcie niemocy i bezradności). Być może warto wybrać się do specjalisty, który pozwoli nam zobaczyć coś więcej, niż sami dostrzegamy, i pomoże nam wszystkim poradzić sobie z wyzwaniem, które nas przerasta…
To nie oznacza, że z dnia na dzień wszystko się zmieni, ale pomagając dziecku w trudzie i dyskomforcie, którego doświadcza, i zaglądając głębiej, czyli zajmując się tym, co spowodowało te napięcia, pozwalamy mu poczuć się lepiej, lżej. Takie podejście pozwala dziecku zachowywać się w bardziej wspierający sposób. Każdy z nas potrzebuje zrozumienia i czułości. Poczucia bezpieczeństwa i miłości. Gdy je otrzymujemy, szybciej się regenerujemy i rozwijamy, mamy w sobie więcej wyrozumiałości, spokoju, siły i energii.
![]()
Jeśli chcemy wspierać siebie i dziecko w codzienności i dojść z nim do porozumienia w różnych sytuacjach, możemy zadbać o swoje zasoby, a później otworzyć się na to, co naprawdę dzieje się u niego. Kiedy jesteśmy zauważani przez ważne dla nas osoby, a nasze potrzeby są choćby częściowo zaspokojone, łatwiej jest nam zrozumieć i usłyszeć siebie i innych. Łatwiej wyjść do drugiego – także małego – człowieka z miejsca życzliwości i ciekawości, a nie walki i ucieczki, nie oceniać i nie zakładać złych intencji, nie sprowadzać wszystkiego do łatek w stylu „niegrzeczny” i „trudny”.
Warto sprawdzić, co znaczą te stereotypowe określenia, a następnie zajrzeć pod spód i zobaczyć człowieka takiego, jakim jest naprawdę. Przyjąć go ze wszystkim, co przeżywa, i pobyć z nim w tym. Pokazać mu, że może na nas liczyć również wówczas, kiedy jest mu trudno. Tylko wtedy poczuje się silny, ważny i wartościowy i będzie szedł z tym poczuciem przez całe życie. Czy nie tego chcielibyśmy dla swoich pociech…?