Zajrzyj pod powierzchnię zachowania dziecka

Temat numeru

Przez lata uczono nas, że dzieci płaczą, krzyczą i tupią, kiedy chcą coś wymusić na rodzicach, zmanipulować ich i zrobić im na złość. Dziś wiemy, że takie założenie nie jest prawdziwe. Dzieci komunikują trudne uczucia i emocje ciałem, bo to najbliższy dostępny im biologicznie sposób wyrażania siebie i pokazywania dyskomfortu, którego doświadczają. Tak wołają o pomoc swoich opiekunów. Zadaniem dorosłych jest zauważyć, co dzieje się z dziećmi, i udzielić im rzeczywistego wsparcia.

Aby mogło się to powieść, warto zajrzeć pod powierzchnię dziecięcych zachowań i nieustannie przypominać sobie o tym, że dzieci zachowują się w sposób, który jest dla nas trudny, wówczas, kiedy z czymś sobie nie radzą, kiedy doznają nadmiaru (np. dźwięków, zadań, informacji, stresu czy napięcia) albo braku czegoś (np. kontaktu z czułymi dorosłymi, bliskości, przytulenia, zrozumienia, spokojnej rozmowy).
Jesteśmy do siebie bardzo podobni. Kiedy my, dorośli, czujemy się z czymś źle, niełatwo jest nam zachowywać się w przyjazny i życzliwy dla siebie i innych sposób. W takich okolicznościach nieraz krzyczymy, wypowiadamy przykre słowa, trzaskamy drzwiami, a nawet rzucamy przedmiotami. To znak, że coś nas przerasta. Sygnał, że warto się zatrzymać, zobaczyć, co jest dla nas ważne, i lepiej zadbać o swoje niezaspokojone potrzeby (odpoczynku, łatwości, wsparcia, wspólnoty, empatii, ciepła, celu itd.). Różnica między nami i dziećmi jest taka, że dzieci nie posiadają jeszcze umiejętności samoregulacji i dbania o siebie, dopiero się jej uczą. Nie potrafią samodzielnie zadbać o swoje niezaspokojone potrzeby, potrzebują do tego nas, dorosłych.
To my możemy zauważyć, że kiedy dzieci robią coś, czego nie lubimy, i nie chcą z nami współpracować, to dzieje się tak nie dlatego, że są przeciwko nam, ale dlatego, że coś je uwiera, przytłacza i przygniata, choć często jeszcze nie wiemy, co to jest. Że brakuje im zasobów, aby udźwignąć to, o co je prosimy, nawet jeśli to coś pozornie niewielkiego. Ważne, aby tego nie umniejszać i nie zakładać, że dzieci wymyślają i kombinują, ale zatrzymać się przy tym i pomóc dzieciom zrozumieć, co się z nimi dzieje i z czego to wynika. Pokazać im, z jakich narzędzi mogą skorzystać w podobnej sytuacji w przyszłości. Jak mogą sprostać wyzwaniu, które pojawi się na ich drodze, a przede wszystkim wciąż przypominać sobie o tym, że to, co widzimy na zewnątrz, to tylko otoczka, pewien sygnał mówiący o tym, że w środku dzieje się coś dużego i ważnego. Warto się temu przyglądać, aby lepiej poznawać dzieci i pomagać im wracać do równowagi.
 


Kiedy dziecko wyrywa innemu dziecku zabawkę na placu zabaw, to robi to nie dlatego, że chce kogoś skrzywdzić czy sprawić mu przykrość, ale dlatego, że nie umie przyjść i powiedzieć: „Wiesz, bardzo chciałabym pobawić się twoją łopatką/koparką, może najpierw skończysz swoją pracę, a później ja zrobię swoją. W ogóle to jestem zmęczona i głodna, chyba za dużo się tu dla mnie dziś dzieje, ale nie wiem, jak powiedzieć o tym mamie i sobie z tym poradzić”.
Dziecko dopiero uczy się wyrażać słowami to, co czuje i czego potrzebuje. Część jego mózgu odpowiedzialna za tę umiejętność nie jest w tej chwili na to gotowa. Dziecko nie przychodzi na świat ze zdolnością wyrażania siebie w dojrzały i świadomy sposób, uczy się tego w relacji z nami – poprzez słuchanie i obserwowanie nas oraz naśladowanie i sprawdzanie, jak do niego mówimy, jak odpowiadamy na jego emocje, uczucia, granice i potrzeby. Możemy uczyć się robić to w konstruktywny sposób. Najpierw zatrzymać dziecko w działaniu, które narusza granice innych, zauważyć, czego dziecko doświadcza, powiedzieć np.: „Zdenerwowałaś się, widzę, że chciałaś łopatkę lub koparkę koleżanki. Pewnie nie wiedziałaś, jak o tym powiedzieć”, „Widzę, że jesteś bardzo rozzłoszczona”, a następnie przytulić je i pomóc wrócić do siebie. Dopiero później, kiedy mózg i układ nerwowy dziecka są w równowadze – nastawione na przyjmowanie i słuchanie – warto porozmawiać o tym, co się stało. Powiedzieć o swoich odczuciach i tym, czego byśmy chcieli następnym razem w podobnej sytuacji, oraz wytłumaczyć dziecku, jak radzić sobie w takich okolicznościach.
Jeśli będziemy stale reagować krzykiem i karaniem dziecka za to, że zachowuje się w wymagający sposób, to nie nauczymy go tego, jak może odnaleźć się w trudnych okolicznościach dziś i w dorosłym życiu. Pozostawimy dziecko bez narzędzi do rozwiązywania konfliktów. Pokażemy też, że rozwiązywanie problemów przez krzyk jest OK. A przecież my także nie lubimy, kiedy ktoś na nas krzyczy, gdy jest nam już i tak wystarczająco źle i trudno. Nie pomaga nam to poczuć się lepiej i poszukać nowych strategii i pomysłów na różne trudności. A takich sytuacji jest więcej w życiu dziecka.
Warto pamiętać, że kiedy dziecko czegoś unika, np. mycia zębów, to nie robi tego dlatego, że przychodzi na świat z wbudowanym programem typu: „Zdenerwuję rodzica” albo „Mycie zębów to samo zło – uciekam!”, tylko dlatego, że coś w tym obszarze jest dla niego zbyt trudne. Za jego odmową może kryć się wiele różnych trudności, z którymi nie potrafi samo sobie poradzić. Może to być nadwrażliwość na dotyk i ból w obrębie jamy ustnej, przykre doświadczenie bólowe z przeszłości czy duże napięcie emocjonalne, które powstało w domu w związku z tematem mycia zębów.

Pamiętaj

Dziecko nie przychodzi na świat ze zdolnością wyrażania siebie w dojrzały i świadomy sposób, uczy się tego w relacji z nami – poprzez słuchanie i obserwowanie nas oraz naśladowanie.


Aby pomóc dziecku stopniowo wracać do tej czynności, warto sprawdzić (w spokojnych momentach), z czym jest mu źle, i podejść do tego ze zrozumieniem. Warto zastanowić się nad tym, dlaczego tak bardzo się tym denerwujemy, i zaopiekować się sobą. Poszukać sposobu na łagodniejsze mycie zębów dziecka. Być może wystarczy zmienić szczoteczkę albo pastę, a może nasze podejście (na mniej napięciowe) i wprowadzić do mycia zębów elementy zabawy. Warto też uwolnić dziecko i siebie od ogromnych pokładów stresu, który pojawia się każdego poranka i sprawia, że dzieci, a dokładniej ich mózgi, interpretują ten moment jako coś zagrażającego i dlatego od niego uciekają albo z nim walczą (krzycząc, tupiąc i rzucając się na podłogę w akcie niemocy i bezradności). Być może warto wybrać się do specjalisty, który pozwoli nam zobaczyć coś więcej, niż sami dostrzegamy, i pomoże nam wszystkim poradzić sobie z wyzwaniem, które nas przerasta…
To nie oznacza, że z dnia na dzień wszystko się zmieni, ale pomagając dziecku w trudzie i dyskomforcie, którego doświadcza, i zaglądając głębiej, czyli zajmując się tym, co spowodowało te napięcia, pozwalamy mu poczuć się lepiej, lżej. Takie podejście pozwala dziecku zachowywać się w bardziej wspierający sposób. Każdy z nas potrzebuje zrozumienia i czułości. Poczucia bezpieczeństwa i miłości. Gdy je otrzymujemy, szybciej się regenerujemy i rozwijamy, mamy w sobie więcej wyrozumiałości, spokoju, siły i energii.
 


Jeśli chcemy wspierać siebie i dziecko w codzienności i dojść z nim do porozumienia w różnych sytuacjach, możemy zadbać o swoje zasoby, a później otworzyć się na to, co naprawdę dzieje się u niego. Kiedy jesteśmy zauważani przez ważne dla nas osoby, a nasze potrzeby są choćby częściowo zaspokojone, łatwiej jest nam zrozumieć i usłyszeć siebie i innych. Łatwiej wyjść do drugiego – także małego – człowieka z miejsca życzliwości i ciekawości, a nie walki i ucieczki, nie oceniać i nie zakładać złych intencji, nie sprowadzać wszystkiego do łatek w stylu „niegrzeczny” i „trudny”.
Warto sprawdzić, co znaczą te stereotypowe określenia, a następnie zajrzeć pod spód i zobaczyć człowieka takiego, jakim jest naprawdę. Przyjąć go ze wszystkim, co przeżywa, i pobyć z nim w tym. Pokazać mu, że może na nas liczyć również wówczas, kiedy jest mu trudno. Tylko wtedy poczuje się silny, ważny i wartościowy i będzie szedł z tym poczuciem przez całe życie. Czy nie tego chcielibyśmy dla swoich pociech…?

Przypisy

    POZNAJ PUBLIKACJE Z NASZEJ KSIĘGARNI